Kamil Kiereś i Szymon Grabowski, a więc starzy znajomi z II ligi, spotkali się teraz poziom wyżej. Lepszą taktykę obrał szkoleniowiec Zielono-Czarnych. – Dzisiaj nie zasłużyliśmy na zwycięstwo. Ewidentnie czegoś nam zabrakło – ocenił opiekun Resovii.
– Wywalczyliśmy cenne trzy punkty. Resovia jest trudnym, niewygodnym rywalem. Opierają grę o stałe fragmenty. Oczywiście, skrupulatnie przygotowaliśmy się do meczu nie tylko pod względem analizy przeciwnika, ale też budując świadomość naszego zespołu. Musieliśmy zwrócić uwagę na pewne aspekty naszego poruszania. Jak gramy bez piłki, a jak z piłką. Wszystko po to, żeby stworzyć sytuacje bramkowe – mówił na konferencji pomeczowej Kamil Kiereś.
Rzeszowianie to dobrze znana Górnikom drużyna, stąd trzeba było podejść przeciwnika odpowiednią taktyką. – Mecz w pierwszej fazie toczył się w ataku pozycyjnym. Wiedzieliśmy, że Resovia to drużyna, która dobrze broni na własnej połowie. Rzeszowianie nie tracili dużo bramek w II lidze, nie stracili też w ostatnim meczu z Puszczą Niepołomice – tłumaczy trener Zielono-Czarnych.
Kluczowe były słowa, które padły w szatni. – Mówiliśmy sobie w szatni o wyprowadzaniu kontry w -układzie Wojciechowski-Goliński-Cierpka. Finalnie Adrian zdobył pierwszą bramkę – mówi Kiereś.
– W przerwie powiedzieliśmy sobie, że na drugą odsłonę musimy wyjść jeszcze bardziej agresywni i dołożyć drugie trafienie. Cieszę się, że ten plan udało się zrealizować i chwała całej drużynie – dodaje strzelec pierwszej bramki, Adrian Cierpka.
Porażka, co oczywiste, nie ucieszyła trenera Szymona Grabowskiego. – Ciężko mi obiektywnie ocenić ten pojedynek. Dzisiaj nie zasłużyliśmy na zwycięstwo, a jak się później okazało, nie zasłużyliśmy też na remis. W kluczowych momentach popełnialiśmy błędy, które pomogły przeciwnikowi. Na tym poziomie to zawsze będzie się tak kończyć i musimy sobie szybko zdać z tego sprawę. Mamy żal do siebie i pretensje o nie wykorzystane okazje. Gdyby celownik był lepiej ustawiony, ten mecz mógłby się inaczej potoczyć. Ewidentnie czegoś nam zabrakło – mówił zaraz po ostatnim gwizdku.
Nie mniej Resovia miała swoje okazje. – Rywale dłuższym podaniem przedostawali się na naszą połowę. Nie potrafiliśmy „zebrać” piłki i dawaliśmy się zepchnąć w obręb pola karnego. Nie można powiedzieć, że Resovia była bez sytuacji, ale po to jest bramkarz i obrońcy, żeby się wykazać w odpowiednim momencie – zauważa Kamil Kiereś.
W 73. minucie przyjezdni byli blisko zdobycia kontaktowej bramki, gdy własną szesnastkę opuścił golkiper Zielono-Czarnych. – W przerwie motywowaliśmy się. W drugich czterdziestu pięciu minutach napieraliśmy i zdobyliśmy drugą bramkę. Resovia miała swoje sytuacje – np. nieporozumienie Gostomskiego z obrońcą – które zakończyło się strzałem w poprzeczkę, ale to my kontrolowaliśmy grę. Byliśmy nawet blisko trzeciego gola – podkreśla trener Górnika.
W niedzielę do Łęcznej przyjedzie spadkowicz z PKO Ekstraklasy – Arka Gdynia. – Dobre otwarcie, ale nie ma w nas żadnego huraoptymizmu. Liga dopiero się zaczyna, a to, że ktoś jest wyżej w tabeli, niczego nie znaczy. Odpowiedź na pytanie „na co nas stać?” dadzą kolejne spotkanie. Następne z Arką Gdynia – faworytem rozgrywek – nie będzie łatwe, ale tanio skóry nie sprzedamy – dodaje Kiereś.
– Powtórzę to, co powiedział trener; nie ma w nas huraoptymizmu, ale mierzymy wysoko i przygotowujemy się do następnego spotkania – kończy Cierpka.