Awanse i wykonywanie zadań – rozmowa z trenerem Kamilem Kieresiem

Awans do Ekstraklasy, oraz awans do ćwierćfinału Pucharu Polski no i seria na koniec jesieni, która wydostała nas z dna tabeli, czyli po prostu wykonywanie zadań. To najlepsze momenty kończącego się 2021 roku według trenera Kamila Kieresia.

Czy to był najlepszy rok w Pana trenerskiej karierze? Drugi z rzędu awans i dobra końcówka roku w wykonaniu naszego zespołu, w tym awans do ćwierćfinału Fortuna Pucharu Polski.

Ciężko powiedzieć czy najlepszy. Na pewno był to okres topowy jeżeli chodzi o moją pracę trenerską na przełomie ostatnich lat. Ten rok był wymagający. Był to przede wszystkim rok pełen wątków – start 1 Ligi, udział w Pucharze Polski (jeszcze podczas rozgrywek pierwszoligowych), walka o baraże, potem same baraże i w końcu Ekstraklasa oraz świetna końcówka tego roku. Na pewno o tym zaraz opowiemy. 

Spróbujmy trochę powspominać ten rok. Piłkarsko 2021 zaczęliśmy od porażki w Pucharze Polski z Arką Gdynia, ale w ligę weszliśmy bardzo pewnie notując w trzech spotkaniach komplet 9 punktów.

Zaczęło się od Pucharu Polski i trzeba powiedzieć, że Puchar od początku mojej pracy w Górniku był bardzo poważnie przez nas traktowany. W każdym sezonie chcieliśmy zajść jak najwyżej. Wtedy, przed startem 1 ligi, przed nami stanęła Arka Gdynia – bezpośredni rywal do gry o awans do Ekstraklasy. Był to mecz wyjazdowy i trzeba zaznaczyć, że pojechaliśmy tam  wtedy grać spotkanie na trawie. Przed tym meczem nie mieliśmy możliwości ani trenować na trawie, ani nawet rozegrać sparingu na trawiastej nawierzchni. Mieliśmy również problemy kadrowe – w Pucharze Polski musi występować dwóch młodzieżowców, a wtedy problemy zdrowotne miał Karol Struski, nasz podstawowy młodzieżowiec w tamtym momencie. Pojechaliśmy do Gdyni z nadziejami, jednak nie udało się. 

Nastroje do startu ligi nie były zbyt dobre. Ale tak jak w życiu bywa – problemy są po to, żeby kreować nowe rozwiązania. Na pewno wyciągnęliśmy sporo wniosków z tego meczu, co pozwoliło nam dobrze wejść w ligę. Wygraliśmy wtedy 3 pierwsze spotkania ligowe – wszystkie wyjazdowe. Były to spotkania z GKSem Bełchatów, z Resovią w Rzeszowie, no i z Arką Gdynia. Zespołowi z Gdyni po miesiącu zrewanżowaliśmy się za mecz pucharowy, wykorzystując w pełni wnioski wyciągnięte z poprzedniego spotkania. 

Po zwycięstwie w Gdyni w meczu ligowym przyszło pewnego rodzaju zacięcie tej sprawnie działającej maszyny jaką była nasza drużyna i porażki z Koroną i Radomiakiem.

To zacięcie też ma pewien wątek. Trzeba powiedzieć, że układ personalny, układ taktyczny czy ustawienie zespołu wiążą się też z personaliami zawodników. Nie szukam wymówek, ale my od początku borykaliśmy się z problemami zdrowotnymi zawodników. Wypadli nam nasi podstawowi młodzieżowcy i to nam sprawiło spore kłopoty u startu ligi. Mecz z Koroną Kielce mógł być czwartą wygraną. W drugiej połowie mieliśmy rzut karny, którego Paweł Wojciechowski nie wykorzystał i ta okazja szybko się na nas zemściła, w efekcie czego przegraliśmy ten mecz. Zresztą spotkanie z Koroną było jedynym przegranym spotkaniem w twierdzy, którą stworzyliśmy na stadionie w Łęcznej. W I lidze żaden zespół nie punktował na swoim stadionie tak dobrze jak my. Wydaje mi się, że późniejszy mecz z Radomiakiem to był nasz najsłabszy mecz w całym 2021 roku. Któryś mecz musi być tym najlepszym, a któryś tym najgorszym. 

Następnie wygraliśmy na święta Wielkiej Nocy z Chrobrym Głogów i gdy mogło się wydawać, że drużyna wróciła na właściwe tory zdarzyło się coś czego wielu się nie spodziewało. Odnotowaliśmy kolejnych 9 spotkań bez zwycięstwa a perspektywa awansu zaczynał się nam oddalać.

Po tych dwóch porażkach zrobiliśmy coś, co za mojej kadencji zdarzało się już kilkukrotnie. Po trudnych momentach wstaliśmy z kolan, wyciągnęliśmy wnioski i potrafiliśmy odwrócić trend. Tak właśnie było podczas meczu z Chrobrym Głogów, gdzie wygrana była wspaniałym prezentem na Święta Wielkanocne. Nie chce wszystkiego zrzucać na kontuzje, ale niestety towarzyszyły nam one cały czas – wypadali nam podstawowi zawodnicy. 

Bardziej wolę powiedzieć, że to nie był okres porażek, a nie wygrywania spotkań. Było sporo remisów, a niektóre z nich naprawdę można było zamienić na zwycięstwa. Dopadła nas wtedy huśtawka nastrojów. Ktoś kiedyś powiedział: módlmy się o problemy, bo w problemach są rozwiązania – gdyby ich nie było, nie szukalibyśmy rozwiązań. Te trudniejsze momenty pokazują wyjścia, których bez nich byśmy nie zobaczyli. Mówię tu na przykład o graniu trzecim młodzieżowcem, wtedy Bartkiem Kukułowiczem – w pewnym momencie postawiliśmy na niego. 

Czy wtedy pomyślał Pan, że zaczęliśmy płacić frycowe beniaminka i awans do Ekstraklasy jednak nie będzie możliwy?

W żadnym wypadku! Ja do zawodników często przekazuję narrację – wykorzystując swoje doświadczenie – że wszystko co się dzieje ma swoje schematy. Coś się dzieje, aby mogło się wydarzyć coś innego, nowego. Każdy awans ma to do siebie, że występują przed nim przynajmniej trzy serie sezonu. My mieliśmy dwie i wtedy rozmawiałem ze sztabem, że musi przyjść też ta trzecia seria! Jak drużyna pozbierała się już po kłopotach zdrowotnych i powracali praktycznie wszyscy podstawowi zawodnicy, udało się to wszystko odbudować mentalnie. W żaden sposób się nie poddawaliśmy. Szukaliśmy tej energii, która gdzieś na podłogę upadła, aby wróciła do nas. Zrobiliśmy to w momencie, kiedy medialnie byliśmy oceniani niezbyt wysoko. Potrafiliśmy jednak w meczu z Zagłębiem Sosnowiec czy Sandecją Nowy Sącz pokazać tego zęba, ten Górnik Łęczna który znaliśmy. Odbudowali się też liderzy tego zespołu. Przed barażami, mimo, że zapowiedzi medialne nie były dla nas korzystne, to my ich nie braliśmy w żadnym stopniu do siebie. Czuliśmy się sobą. Nie zapowiadaliśmy w żadnym stopniu górnolotnych obietnic, że awansujemy. Chcieliśmy po prostu sprawić niespodziankę… To dało się odczuć w pracy, w treningach. W barażach pokazaliśmy to, co mieliśmy pokazać. Wygraliśmy dwa bardzo trudne, wymagające i ciężkie mecze. 

W międzyczasie przedłużył Pan umowę z Górnikiem co najmniej do 30 czerwca 2022 roku. To był dla Pana i całego sztabu pozytywny bodziec od Zarządu Klubu?

Na pewno to jest sygnał, że władze Klubu nam ufają i są zadowolone z naszej pracy. My też nie podpisywaliśmy długoterminowej umowy, bo to działa w dwie strony. Ja też muszę pracując tutaj – jako trener, jako sztab – czuć jak klub pracuje. Nie tylko klub wymaga ode mnie, ale ja również muszę wymagać od klubu. Potrafimy rozmawiać, potrafimy rozwiązywać trudne sytuacje i potrafimy wspólnie odnosić sukcesy. Podpisanie w tamtym momencie nowego kontraktu było czymś, co się sprawdziło. 

Po wygranej z Zagłebiem i Sandecją zapewniliśmy sobie udział w barażach o awans do Ekstraklasy. Wówczas nikt nie wskazywał 6 w tabeli Górnika Łęczna jako faworyta do wywalczenia promocji. Najpierw czekała nas wyprawa do Tych, w których zresztą trener niegdyś pracował. Tamto spotkanie to był istotny dreszczowiec.

Cofnę się jeszcze do tegorocznego pucharowego meczu z Arką Gdynia, gdzie przegraliśmy. Pojechaliśmy tam również miesiąc później, wyciągając wnioski. Wygraliśmy, zrewanżowaliśmy się. Tutaj była sytuacja bardzo podobna. Miesiąc wcześniej mierzyliśmy się w Tychach – przegrana. Graliśmy wtedy innym ustawieniem, brakowało nam wielu zawodników, ale potrafiliśmy wyciągnąć wnioski i wrócić do Tych po zwycięstwo. Był to jednak mecz pełen dramaturgii. Wiele w tym meczu wnieśli zawodnicy rezerwowi. Uważam, że są oni siła tego zespołu. Bardzo się cieszę, że zawodnicy potrafią unieść ciężar bycia rezerwowym. Takim zawodnikiem, nie zawsze docenianym, był Tomek Tymosiak. W Tychach zrobił znakomitą zmianę. 

W Łodzi mieliśmy identyczną sytuację. Mecz z ŁKS-em miesiąc wcześniej skończył się naszą przegraną. Po tym meczu nastąpił w klubie bardzo trudny dla nas wszystkich moment. Jednak jadąc na finał do Łodzi miałem przeczucie, że to będzie rewanż za mecz ligowy, że uda nam się. 

Po przyjściu do Górnika w ciągu dwóch sezonów wywalczył Pan dwa awanse. Który z nich lepiej smakował?

 Wywalczyłem awanse.. Nie można powiedzieć, że to JA je wywalczyłem. Musimy patrzeć na nie przez pryzmat drużyny i sztabu szkoleniowego. Więc nie JA, a MY je wywalczyliśmy. Myślę, że każdy awans był ważny. Wiadomo, ten z I ligi do Ekstraklasy jest ważniejszy, bo to jednak najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce. Jednak chyba mogę powiedzieć, że ten z II ligi do I był trudniejszy. II liga jest specyficzna, zupełnie inne trzeba mieć podejście i taktyczne i mentalne. Podsumowując, jak mam wskazać jeden – to ten tegoroczny awans do elity.

365 dni. Dokładnie tyle dni minęło między spotkaniem Górnika w Legionowie (25.07), a pierwszym spotkaniem w Ekstraklasie (24.07) z Cracovią. Chyba nikt nigdy wcześniej w historii polskiej piłki nożnej w ciągu jednego roku z jedną drużyną nie wystąpił w trzech różnych klasach rozgrywkowych.

Ciężko mi się odnieść do tego, czy takie statystyki istnieją. Być może jesteśmy prekursorami. Rzeczywiście, przeskok był ogromny. Dla nas też to nie było łatwe, bo trzeba powiedzieć, że my nie budowaliśmy kadry na I ligę z założeniem, że na pewno awansujemy. W aspekcie budowania kadry w naszym klubie podejmowane są mądre decyzje. Brawa dla dyrektora sportowego i Zarządu. Ja również biorę czynny udział w budowaniu zespołu. Mimo, że nie mamy ogromnego budżetu, to uważam, że idzie nam naprawdę dobrze.

Na początku sezonu płaciliśmy mocno frycowe tego, że jesteśmy beniaminkiem i tego, że między finałem baraży, a pierwszym meczem w lidze minęło zaledwie 34 dni. Ciężko w tak krótkim okresie przygotować się odpowiednio do ligi i zbudować zespół.

Na pewno. Ja nigdy nie szukam alibi, ale wydaje mi się, że jest to błąd władz centralnych piłki nożnej. Jeżeli ktoś zakłada, że są baraże w I lidze, że może grać w nich 6 zespół w tabeli, czyli zespół, który nie jest najmocniejszy w lidze i na pewno będzie potrzebował ruchów kadrowych, to powinien on mieć tyle samo czasu na przygotowania, co inne ekstraklasowe zespoły. Po trudach dłuższego sezonu taka drużyna również potrzebuje odpoczynku, który w przypadku awansu był praktycznie minimalny. Kolejną sprawą jest fakt, że 30 czerwca większości zawodników skończyły się kontrakty. Zaczynając okres przygotowawczy tak naprawdę miałem kadrę liczącą może 14 osób. To było bardzo duże utrudnienie. Mimo wszystko uważam, że podczas pierwszego meczu z Cracovią nie zawiedliśmy. Mam nadzieję, że pokazaliśmy pozytywne oblicze. Oczywiście, zdarzały się błędy i było widać, że potrzebujemy jeszcze czasu. Wydawało się, że tym remisem dobrze wejdziemy w Ekstraklasę, jednak przez pierwsze 6 spotkań zdobyliśmy 2 punkty.. Szybko zostaliśmy zweryfikowani przez ligę. Były też pozytywne wątki jak mecz ze Śląskiem Wrocław, gdzie po raz pierwszy spróbowaliśmy gry trójką obrońców. Jednak podczas meczu z Wisłą Kraków i Stalą Mielec zostało to obnażone i nie wypadliśmy zbyt dobrze. 

Mogło się wydawać, że pierwsza wygrana w lidze z Wisła Płock i późniejsza porażka, ale po dobrej grze na Łazienkowskiej będzie początkiem lepszego, ale potem przyszły wysokie porażki z Lechią czy Pogonią.

Wróćmy do wątku pierwszej przerwy reprezentacyjnej. Wydaje mi się, że nie mając czasu na przygotowania po sezonie I ligi, przerwa reprezentacyjna była dla nas wybawieniem. Podczas niej dołączyli do nas Alex Serrano, Jason Lokilo, Marcel Wędrychowski czy Łukasz Szramowski. Nie wszyscy zawodnicy byli przygotowani od razu do gry, potrzebowali czasu. Uważam, że przerwy reprezentacyjne były dla nas nadzieją, że nimi jesteśmy w stanie nadrobić krótki okres przygotowawczy. Po pierwszej przerwie na kadrę przyszedł mecz z Wisłą Płock. Oczywiście, mecz zaczął się tak jak poprzednie – od 0:2. Jednak pokazaliśmy charakter, pokazaliśmy, że się nie poddajemy i finalnie mecz zakończył się naszą pierwszą wygraną w tym sezonie. 

Szkoda bardzo meczu na Łazienkowskiej. Pojechaliśmy na mecz z Legią Warszawa po zwycięstwie z Wisłą Płock. Wiadomo, że Legia ma swoje problemy, ale w tamtym czasie była po zwycięstwie ze Spartakiem Moskwa. My zaprezentowaliśmy w Warszawie dobry football, ale mieliśmy wtedy problem z grą obronną, gdzie bardzo łatwo traciliśmy bramki. Mieliśmy po tym meczu duży niedosyt. 

Uważam, że najgorszy nasz moment w Ekstraklasie nastąpił właśnie po meczu z Legią. Mecz z Lechią Gdańsk u siebie był bardzo bolesną porażką. Następnie było spotkanie w Szczecinie z tamtejszą Pogonią. To był dla nas fatalny i najtrudniejszy moment. 

Czy za punkt zwrotny tej rundy trzeba przyjąć remisy w domowych spotkaniach z Piastem i Rakowem?

Na pewno. Jeszcze wrócę do porażki z Pogonią Szczecin. Na konferencji po tym meczu odniosłem się do swoich doświadczeń w innych klubach. Byłem w różnych sytuacjach. Wyprowadzałem już drużyny z kryzysu, z dna tabeli. Jednak żeby to było możliwe, trzeba odbudować liderów zespołu, którzy mieli słabszy moment. Dałem przykład Bartka Śpiączki, który zaczął strzelać bramki i chodziło o to, żeby wciągnąć do tej ,,zabawy” Janusza Gola, Bartka Rymaniaka czy Maćka Gostomskiego. To był moment, żeby odbudować naszych liderów, aby dali przykład dobrej postawy boiskowej, która przejdzie na resztę zespołu. Moim zdaniem to się udało. Remisy z Lechem czy Rakowem dawały nam dużą nadzieję na przyszłość i na to co będzie później. 

Grudzień był wręcz fenomenalny, ale generalnie w ostatnich 9 spotkaniach przegraliśmy tylko raz – z Górnikiem Zabrze. Co wpłynęło na tak dobrą postawę drużyny?

Przegraliśmy tylko raz i to z Górnikiem, który jest w bardzo dobrej formie. Z Górnikiem jeszcze nie próbowaliśmy ustawienia z trójką obrońców. Grając z dobrze dysponowanym rywalem objęliśmy prowadzenie, ale złapała nas niemoc. Przeważnie byliśmy rywalem, który gonił wynik, a po raz pierwszy byliśmy zespołem, który zdobył bramkę jako pierwszy. Dopadło nas to, że nie potrafiliśmy kontrolować meczu wygrywając 1:0.

Stworzyliśmy serię punktowania.. Uważam, że fundamentem tej passy były mecze z Piastem, Rakowem czy Lechem. Często też liderzy naszej drużyny po zremisowanych meczach w szatni powtarzali innym zawodnikom, że przyjdą w końcu zwycięstwa. Ja też starałem się dołożyć cegiełkę do tej narracji. Wierzyliśmy w moment, że w końcu zaczniemy wygrywać. Zwątpienie przyszło po meczu z Górnikiem Zabrze. Pamiętam, że rozmawialiśmy z zawodnikami po tym meczu, a przed meczem z Koroną Kielce ,,co mamy teraz zrobić?’’ Mówiliśmy, że trzeba wierzyć i w każdym problemie szukać rozwiązań. Wierzyliśmy, że kolejny mecz możemy wygrać. 

Z czego jest Pan najbardziej zadowolony, a co nie do końca zatrybiło w rundzie jesiennej?

Najbardziej z całego roku jestem zadowolony z tego, że wykonywaliśmy zadania w odpowiednim momencie. Problemy nas dopadały, to oczywiste. Ale kiedy mieliśmy dobrze wejść w grę, to wchodziliśmy. Jak mieliśmy dołek jeszcze w I lidze, to na finał sezonu z niego wyszliśmy. Jak mieliśmy baraże, to je wygraliśmy. Kiedy słabo weszliśmy w Ekstraklasę, to stopniowo, mozolnie wspinaliśmy się. 

Na koniec roku wyszliśmy ze strefy spadkowej, zimujemy na bezpiecznym miejscu, choć z pozycji mediów wydawało się to niemożliwe. W Pucharze Polski też postawiliśmy sobie zadanie. Udało się, jesteśmy w ćwierćfinale – to jest historyczne osiągnięcie. Wiosną będziemy mieć szansę awansować do półfinału. Już żyjemy tym meczem. Żyjemy już powrotem Ekstraklasy po przerwie zimowej. Uważam, że wykonaliśmy zadania założone na ten rok. 

Jeżeli mam powiedzieć o trudniejszych momentach.. na pewno kontuzje. Chociaż w naszym zespole obeszło się bez plagi. Nie chce za bardzo mówić o minusach. Chcę mówić o tych zadaniach które wykonaliśmy, bo to właśnie one są istotne. Pokonaliśmy problemy. Teraz czas na chwilę odpoczynku. Musimy zebrać siły na nowy rok.

Jakie są plany związane z przygotowaniami do wiosennych meczów? Jak będzie wyglądał okres przygotowań?

Teraz mamy krótki okres urlopowy. Zawodnicy wracają do treningów w klubie 4 stycznia, jednak zawodnikom zostały przekazane indywidualne plany treningowe, które mają rozpocząć od 27 grudnia. Okres przygotowawczy rozpoczniemy od badań wydolnościowych. Pierwsze dwa tygodnie stycznia spędzimy na przygotowaniach w Polsce, a już 17 stycznia wylatujemy na obóz do Turcji. Tam spędzimy ok. dwa tygodnie i rozegramy 4 sparingi z drużynami zagranicznym. Po powrocie do Polski zostaje nam już tylko tydzień do wznowienia rozgrywek. 

Czy planowane są wzmocnienia składu? Jeśli tak to na jakie pozycje? Mamy dość obszerną kadrę więc z pewnością część zawodników się z nami również pożegna. 

Wiadomo, że w każdej drużynie następuje okres transferowy. Okienko jest otwarte – zawodnicy przychodzą, odchodzą. Dyrektor sportowy oraz nasi skauci już pracują nad transferami. Mamy pewnych zawodników na oku, ale transferów dużo nie będzie, mamy ograniczone środki. Będziemy starać się wzmocnić zespół dwoma czy trzema zawodnikami. Nie chce na razie mówić na jakie pozycje szukamy wzmocnień, bo ustawienie naszego zespołu się zmieniło, teraz gramy ustawieniem 3-4-1-2, ale nie możemy powiedzieć, że jest to już ustawienie ,,na zawsze’’. 

Jakby miał trener wymienić takie 3 najważniejsze wydarzenia 2021 roku w Górniku Łęczna. Co to by było?

Na pewno awans do Ekstraklasy, oraz awans do ćwierćfinału Pucharu Polski w edycji z sezonu 2021/22 no i wspaniała seria na koniec jesieni, czyli po prostu wykonywanie zadań.

Czego życzyłby sobie Pan w 2022 roku?

Przede wszystkim na początek trochę odpoczynku i regeneracji oraz kontaktu z rodziną. Również pomieszkania w swoim domu, to mi na pewno jest potrzebne. Podczas sezonu niestety nie ma tego za dużo.  Zdrowia – to jest kluczowy element. Cierpliwości i wytrwałości. Tyle jeżeli chodzi o mnie. 

Drużynie życzę dobrego mentalu, determinacji i tak jak zawsze mówimy spełniania marzeń, bo one same tego za nas nie zrobią. Ta drużyna już to powiedziała, że będzie chciała je spełniać. Będzie walka o utrzymanie, walka w Pucharze Polski. Będziemy walczyć na dwóch frontach – fajnie, że daliśmy sobie i kibicom na to szanse. Mamy do czego się przygotowywać i o co walczyć. Cieszę się, że grając o utrzymanie nie odpuściliśmy Pucharu Polski.