Od Tkaczyka do Śpiączki. Do Kielc przez… Milejów

Korona Kielce to jeden z „ulubionych” przeciwników Górnika Łęczna. Oba kluby mierzą się ze sobą regularnie od 33 lat. Mało kto wie, że pierwszy domowy mecz Zielono-Czarnych nie odbył się w Łęcznej, a w Milejowie.

Świerczok show

We wspomnieniach kibiców wciąż żywe jest spotkanie z 28 lutego 2016. W 24. kolejce Ekstraklasy Górnicy pokonali Kielczan 3:2, a wszystkie bramki dla Zielono-Czarnych zdobył Jakub Świerczok. Napastnik już w 2. minucie miał szansę na otworzenie wyniku. Niestety wtedy pomylił się o kilka centymetrów.

Stare piłkarskie porzekadło mówi, że niewykorzystane okazje się mszczą. Tak było i tym razem. Mimo kilku groźnych sytuacji Zbigniew Małkowski pozostał niepokonany. Za to Dziugas Bartkus musiał wyciągnąć piłkę z siatki. I to dwukrotnie. Najpierw Litwina pokonał Łukasz Sierpina, a potem Airam Cabrera.

Grający dobre zawody Świerczok, rozjuszony straconymi bramkami, wrzucił wyższy bieg. W polu karnym próbował minąć obrońcę ruletą, a ten faulem sprowadził go do parteru. Do jedenastki podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem zdobył kontaktową bramkę.

Pięć minut przed zakończeniem pierwszej połowy Dimitrij Wierchowcow wyciął Grzegorza Piesio. Sędzia nie mógł podjąć innej decyzji. Podyktował drugi rzut karny dla Górników. Do piłki znów podszedł Jakub Świerczok i znów okazał się lepszy od Małkowskiego. Tym razem uderzył efektownym lobem niczym Antonin Panenka w 1976.

Zawodnicy Jurija Szatałowa schodzili więc do szatni zadowoleni. Mimo początkowego marazmu zdobyli dwie bramki i z każdą minutą zwiększali swoją dominację. Przewagę Górnika udokumentował nie kto inny, jak nie Jakub Świerczok. Urodzony w Tychach napastnik złożył się do strzału efektownym szczupakiem i w taki sposób ustalił wynik meczu.

Z 0:2 na 3:2. Górnicy pokazali nie tylko godną pochwały skuteczność, ale też wielki charakter.

28.02.2016. Ekstraklasa

Górnik Łęczna – Korona Kielce 3:2

Gole: Świerczok 19′(k) 2-2 Świerczok 40′(k) 3-2 Świerczok 69′

Górnik Łęczna: Bartkus – Mierzejewski, Pruchnik, Bozić, Jakubik – Bonin (88′ Barreno), Bogusławski, Danielewicz (74′ Tymiński), Pitry, Piesio – Świerczok (89′ Śpiączka)

Młody Nazaruk

Zielono-czarni po raz pierwszy w historii grali z Koroną 29 lat wcześniej. U siebie, ale na wyjeździe, bowiem mecz odbył się 9 kilometrów na południe od Łęcznej – w Milejowie. – Ja niestety wtedy nie grałem, bo odbywałem służbę wojskową – wspomina Sławomir Pogonowski.

Pierwszy mecz Górników z Koroniarzami miał miejsce wiosną 1987. Jesienią, a dokładnie 5 września piłkarze prowadzeni przez Grzegorza Bakalarczyka „u siebie” zremisowali 1:1. Bramkę dla zielono-czarnych zdobył środkowy obrońca Andrzej Tkaczyk.

– Dlaczego chłopaki grali akurat w Milejowie? Tam zawsze było dobre boisko – przyznaje. – Stadion Górnika Łęczna przechodził wówczas renowację. Walczyliśmy z Koroną o awans do wyższej ligi i być może już wtedy ktoś z władz klubu przewidział, jak się losy potoczą i stąd remont.

– Tak naprawdę cały sezon 1987/88 graliśmy na wyjeździe. Pierwszą rundę, jak już wspomniałem, koledzy spędzili  w Milejowie. Drugą natomiast graliśmy w Parczewie – opowiada Pogonowski. – Kilkanaście lat później Sławek Nazaruk zwierzył mi się, że przychodził na nasze mecze i obserwował moich kolegów z Górnika. To bardzo miłe, że staliśmy się dla kogoś inspiracją do rozpoczęcia kariery.

05.09.1987. III liga.

Górnik – Korona 1:1

Gol: Tkaczyk

Skład: Gołociński – Kamiński, Tkaczyk, Gondela, Jaszczuk– Żak, Kędzierski, Krukowski, Kempka – Knyszyński (75’ Chudek), Stolarczyk

Kielecka śnieżyca

Historia meczów Górnika z Koroną jest długa i bogata w wątki poboczne. Zielono-czarni przez cały sezon walczyli o awans z dwoma świętokrzyskimi ekipami – Koroną i Granatem Skarżysko-Kamienna. Do ostatniej kolejki nie było wiadomo, kto wygra rozgrywki III ligi. Awansować mógł tylko jeden zespół.

– W pierwszym meczu nie mogłem zagrać, ale w rewanżu już wystąpiłem – mówi Pogonowski, który 23 kwietna 1988 roku wyszedł w pierwszym składzie. – To było bardzo trudne spotkanie. Korona przeważała, kontrolowała grę. Nie wiem, czy mieliśmy jedną stuprocentową sytuację – tłumaczy.

Kibice zgromadzeni na kieleckim stadionie nie zobaczyli bramek. Mecz zakończył się remisem 0:0. – Po końcowym gwizdku Grzesiu Bakalarczyk uściskał nas wszystkich w szatni. To chyba najlepiej świadczy o tym, jak ciężkie warunki postawiła Korona – opowiada Pogonowski.

Kwiecień plecień, bo przeplata. Trochę zimny, trochę lata. W kwietniu 1988 zdecydowanie przeważała zima. – Nad Kielcami przeszła straszna śnieżyca. Sędzia przerwał mecz na piętnaście minut. A może nawet i dłużej – wspomina Pogonowski. – Nawałnica utrudniała grę obu drużynom.

23.04.1988. III liga.

Korona – Górnik 0:0

Skład: Gołociński – Kamiński, Tkaczyk, Gondela, Jaszczuk – Kubicki (79’ Chudek), Kędzierski (79’ Knyszyński), Pogonowski, Herman, Mieczkowski, Klempka

Berek po świętokrzysku

Korona i Górnik toczyły zażartą walkę o awans do II ligi. Kluczowa okazał się ostatnia kolejka, ale ciekawiej było także wcześniej. – Graliśmy w Kielcach z tamtejszym Stadionem. Tamtego dnia Korona miała wyjazd do Skarżyska-Kamiennej, jednak ich trener przełożył to spotkanie o kilka godzin, żeby zobaczyć w akcji Górnik – wspomina Pogonowski. – Korona musiała też wygrać trzema bramkami, bo warto pamiętać, że wtedy za takie zwycięstwo przyznawano trzy punkty.

Zielono-czarni postawili przedłużyć swój pobyt na Ziemi Świętokrzyskiej. – Trener Bakalarczyk zdecydował, że pojedziemy do Skarżyska przyjrzeć się grze Korony. Do przerwy Granat prowadził 1:0. To był bardzo dobry, intensywny mecz, a goście zasłużenie prowadzili – mówi ówczesny pomocnik Górnika.

– Druga połowa powinna się już dawno zacząć. Piłkarze z Kielc wybiegli na boisko, a tych ze Skarżyska ciągle nie było. Zapanowała konsternacją. W pewnym momencie spiker ogłosił, że kibice Korony nie pozwalają miejscowym wyjść z szatni. Gdy to usłyszeli fani miejscowych, rozpoczęły się bójki, przepychanki i ganianie po trybunach. Na szczęście udało się dograć drugą połowę – opowiada Pogonowski.

Zawodnicy ze Skarżysko-Kamiennej stracili animusz i mimo że po pierwszej połowie prowadzili 1:0, przegrali mecz 1:4. – Stadion Granatu był położony w niecce i dźwięk stamtąd niósł się na całą okolicę. Po końcowym gwizdku kibice nie szczędzili swoim zawodnikom cierpkich słów – dodaje legenda Górnika.

Stadion w Milejowie. Źródło: LKS Milejów

Od Milejowa do Milejowa.

Koniec końców Górnik okazał się lepszy od obu świętokrzyskich zespołów i to on awansował do II ligi. Nie był to jednak awans z cyklu „szybko, łatwo i przyjemnie”. O ostatecznym układzie tabeli zadecydowała ostatnia kolejka.

– Jechaliśmy do Nowej Dęby. Z kolei Korona grała w Poniatowej ze Stalą. Na pewno mieli łatwiejszego rywala, ponieważ był to najsłabszy zespół w III lidze, który zajmował ostatnie miejsce i już od dawna było wiadomo, że się nie utrzymają – mówi Pogonowski. – Mimo zwycięstwa byliśmy załamani. Spodziewaliśmy się, że Korona wysoko wygrała i to oni awansują. Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że mecz w Poniatowej zakończył się zwycięstwem Korony zaledwie w stosunku 3:1. Taki wynik premiował Górnik – kończy Pogonowski.

– Awansować mógł tylko zwycięzca. Do końca walczyliśmy o awans z Górnikiem Łęczna. Znów okazała się decydująca ostatnia kolejka rozgrywek, ponieważ nie było wiadomo, kto wygra rozgrywki ligowe. Mieliśmy tyle samo punktów co Łęczna, ale o wszystkim zadecydował bilans bramkowy, który niestety mieliśmy minimalnie gorszy — wspominał na portalu Korony Paweł Wolicki, były kierownik Złocisto-Krwistych.

Sezon 1987/88 piłkarze Grzegorza Bakalarczyka zwieńczyli awansem. Pierwsze mecze Korony były bardzo wymagające. W ostatnim też działo się wiele, choć nie zakończył się pomyślnie dla zielono-czarnych. Górnicy przegrali 1:2. Bramkę dla naszego Klubu zdobył Bartosz Śpiączka.

„Śpiona” i dziś stanowi o sile ataku Górnika Łęczna. Nie zmieniła się jeszcze jedna rzecz. Do meczu z Koroną piłkarze Kamila Kieresia przygotowują się tam, gdzie wszystko się zaczęło – w Milejowie.