W przerwie dokonaliśmy korekt w ustawieniu i przyniosło to efekt. W drugiej połowie mecz się wyrównał i wyglądało to tak, że gdyby któraś z drużyn strzeliła w końcu bramkę, to takim wynikiem by się skończył – podsumował dzisiejsze spotkanie trener Kamil Kiereś.
Wróciliśmy do gry po trzytygodniowej przerwie spowodowanej pandemią. Wiadomo, że po drodze musieliśmy skupić się na różnych elementach piłkarskiego i mentalnego powrotu do rywalizacji.
Analizowaliśmy grę Widzewa i stwierdziliśmy, że nastąpił w niej progres – zespół może nie wyzbył się całkowicie błędów, ale pokazał, gdzie może być groźny. Dla nas ten mecz był sporą niepewnością, bo musieliśmy wyjść na boisko po dłuższej przerwie i pokazać swoją wartość.
Pierwsza połowa należała do Widzewa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Widzew będzie szukał gry ofensywnej, a my chcieliśmy odbierać piłki, nie tylko w fazie kontry, ale również w ataku pozycyjnym, jednak nie do końca się nam to udawało. W tej niezbyt dobrej dla nas połowie mieliśmy dwie dogodne sytuacje – Tomka Midzierskiego z 5 metra i sytuacja Bartka Śpiączki, który chyba niezbyt precyzyjnie oddał strzał.
W przerwie dokonaliśmy korekt w ustawieniu i przyniosło to efekt. W drugiej połowie mecz się wyrównał i wyglądało to tak, że gdyby któraś z drużyn strzeliła w końcu bramkę, to takim wynikiem by się skończył.
Graliśmy troszkę lepiej w piłkę niż goście. Cały czas szukaliśmy swojej szansy, zwracając jednak na defensywę, szczególnie po czerwonej kartce Sergieja Krykuna. To było nieodpowiedzialne zachowanie, które osłabiło zespół i przede wszystkim eliminuje zawodnika z kolejnych spotkań.